NAUGHTY BLACK CAT
Cześć i czołem!
Chyba jestem winna Wam wyjaśnienia. Wbrew obiegowej opinii, żyję i mam się świetnie, a pogłoski o mojej blogowej śmierci są mocno przesadzone :P Cierpię na gorączkę przedświąteczną i chroniczny brak czasu. Wszyscy chcą prezent na święta, biżuterię na Sylwestra, a ja, niestety, mam tylko jedną parę rąk (palcami u stóp jeszcze nie umiem dziergać, aczkolwiek w którymś momencie rozważałam taką opcję...), a doba ma tylko 24 godziny. Byłam tak zawalona robotą, że to aż boli, a wszystko było "na wczoraj" i nijak nie zdążyłam nawet zrobić zdjęć części robótek :( Na szczęście moje i, mam nadzieję, Wasze, w końcu znalazłam chwilę, zrobiłam całą masę zdjęć zaległych prac (co gwarantuje mi znowu regularność w publikacji postów, jupi!) i już śpieszę, by pokazać, co ostatnio wydziergałam :)
NAUGHTY BLACK CAT
Haft koralikowy to jedna z tych technik, które od dawna mnie fascynowały, jednak wydawały mi się strasznie skomplikowane, czasochłonne, trudne i w ogóle nie dla mnie. Czas pokazał, że miałam rację tylko w części - tak, jest to technika czasochłonna, niektóre sprawy są trudne, ale nie niemożliwe, a koniec końców, szyje się bardzo przyjemnie. Szycie tej broszki, mimo kilku problemów, było dla mnie ogromną frajdą :))
Broszka nie miała żadnego szczególnego pomysłu, zaczynając, nawet nie wiedziałam, że wyjdzie z niej kocia broszka :) Założenie było proste - spróbować, zobaczyć, co z tego wyjdzie i czy się nie zabiję, wbijając sobie igłę w pół palca (no dobra, wbić to ją sobie wbiłam, może nie na pół palca, ale krwi się trochę polało; nawet rozważałam zabawienie się w Śpiącą Królewnę - spanie uwielbiam, więc myśl kusząca - co to się wrzecionem ukuła, ale mój Książę chyba nie ma mojego adresu i musiałabym na niego czekać do uśmiechniętej śmierci, a w obliczu ilości projektów, jakie na mnie czekają, nie mam na to czasu; także, sorry Prince, next time). Jak widać, coś niecoś mi z tego wyszło ;) Nie byłoby jednak ani jednego najmniejszego ściegu, gdyby nie tutoriale i wskazówki dwóch utalentowanych w tym kierunki pań - znanej zapewne wszystkim (a jak nie, to natychmiast naprawcie ten błąd!) Asi Bluefairy - jej poradniki dotyczące samych podstaw (wybór igły, nici, kleju, podkładu, etc..), a także poradniki dotyczące kilku ściegów były ogromnie pomocne; oraz Qrkoko, której trzyczęściowy kurs dot. podstaw haftu koralikowego znam już na pamięć. Jeśli ktoś chce zacząć zabawę z tą techniką, odsyłam do tych dwóch dam :)
A wracając do broszki:
Jest przeklęta.
Mówcie co chcecie, ja twierdzę, że jest przeklęta i to wina tego czarnego kocura zaklętego w kaboszonie. Od początku nic nie szło tak, jak powinno - nić się plątała, koraliki mi uciekały, filc się mechacił na potęgę (alert: ma ktoś jakieś pomysły jak sobie radzić z mechacącym się filcem?), do tego tenże filc nie chciał się zabarwić na czarno (paczka z czarnym filcem utknęła na poczcie, a mnie się czekać nie chciało na nią), peyote wyszedł monstrualnie krzywo, nie mogłam znaleźć małych baz do broszki, obszycie koralikami całości wygląda poniżej krytyki, a już na sam koniec aparat uparcie odmawiał posłuszeństwa przy robieniu zdjęć. Narobiłam ich, lekko licząc, prawie setkę, a do publikacji nadaje się ledwo kilka, a i tak najlepszych lotów nie są. Gdyby mi nie szkoda było włożonego w broszkę wysiłku, rzuciłabym nią przez pół pokoju, ale to trochę tak jakbym rzuciła własnym dzieckiem, więc pomysł umarł :P Miałam ją rozpruć i zacząć od nowa, ale w końcu doszłam do wniosku, że zostanie i będzie mi przypominać, jak wyglądały moje pierwsze zabawy z haftem koralikowym. Mimo niepowodzeń i kociej klątwy, mam zamiar bawić się w haft, tak mi się to spodobało, że chyba się niedługo uzależnię :))
Rzut oka z bliska na piękne filce, kłaczki i krzywizny
Słówko o materiałach - kaboszon szklany z czarnym kotkiem, wybrany specjalnie po to, abym mogła użyć w głównej mierze czarnych koralików i po prostu na nich poćwiczyć. Kaboszon przykleiłam na niemiłosiernie mechacący się filc (filc miękki z firmy KnorrPrandell, nie byle bubel, stąd moja frustracja), obszyłam go koralikami: TOHO Round 15/0 Opaque Jet, TOHO Round 15/0 Trans-Rainbow Crystal, TOHO Round 11/0 Opaque Jet, do tego Fire Polish Jet Matte 3mm i Fire Polish Opaque White AB 3mm.
Cała broszka ma skromne wymiary 4 x 3,5 cm.
Tył podszyty czarną ekoskórką. Baza do broszki jest dużo większa niż być powinna, co już wspominałam. Mniejsze bazy raczyły zginąć i odnaleźć się już po tym, jak broszka była skończona, grrr...
Rzut okiem na broszkę na innym tle.
Im dłużej na nią patrzę, tym bardziej mi się podoba, mimo jej niedoskonałości. Chociaż opisałam tworzenie jej jako katorgę, to tak naprawdę było całkiem miło i sympatycznie ;) Do szału jedynie doprowadza mnie fakt, że ciągle wynajduje kolejne włókienka filcu, które wystają spomiędzy koralików, chociaż spędziłam godzinę z lupą i wydłubywałam, co mogłam. Nic mnie jednak nie powstrzyma przed kolejnym podejściem do tematu haftu koralikowego, także wszelka krytyka i wszelkie wskazówki jak najmilej widziane :)
To jak się podoba niegrzeczny Czarny Kot? ;)
Czekam na Wasze opinie, za każdą dziękuję
Czekam na Wasze opinie, za każdą dziękuję
i zmykam uzupełnić zaległości na Waszych blogach.
Mam ich całkiem sporo, aż wstyd!
Trzymajcie się ciepło!