ALSEA

Ten wisior to naukowy dowód na to, że najefektywniej pracuje mi się po nocy i pod presją czasu, a już najlepiej to tuż przed końcem wyznaczonego terminu - wtedy to ja się potrafię wbić na takie wyżyny własnej kreatywności i dokładności, o jakich filozofom się nie śniło! I taka praca, jak widać, czasem się opłaca. Wisior "Alsea" został wykonany na weekendowy konkurs organizowany przez sklep Korallo i... zapewnił mi tytuł #MistrzyniWeekendowegoTworzenia. Po prawie pięciu miesiącach od otrzymania zaszczytnego tytułu i prawie dwa miesiące od zrobienia zdjęć, wisior wreszcie zagościł na blogu ;)  

ALSEA

rękodzieło, handmade, biżuteria ręcznie robiona, handmade jewellery, ceramika, kaboszon, cabochon, awenturyn, aventurine, agat, agate, hematyt, hematite, rivoli, swarovski, kolczyki, earrings, wisior, pendant, komplet, bead embroidery, haft koralikowy

EIRWEN

Mając swoistą "fazę" na robienie kolczyków nie mogłam przejść obojętnie obok tutoriali na stronie Matubo, czeskiego producenta półfabrykatów do tworzenia biżuterii. Przyznam szczerze, przez pewien czas robiłam zakupy tylko pod te tutoriale, żeby móc jak najszybciej stworzyć własne wersje prezentowanej tu biżuterii ;) Autorką ich jest znakomita beaderka, mistrzyni koralików zza naszej południowej granicy,  Nela Kábelová - kto nie zna, ten trąba i niech szybko to nadrobi!

EIRWEN

matubo, toho, rivoli, miyuki, delica, round, miyuki delica, toho round, koraliki toho, koraliki miyuki, rivoli matubo, kolczyki, earrings, handmade, rękodzieło, toho beads, miyuki beads, matubo tutorial,

Jako pierwsze do wykonania wybrałam kolczyki z tutorialu "Buttercup Earrings". Mają wszystko to, co lubię najbardziej - są proste w wykonaniu, efektowne, no i jest rivoli. A ja kocham rivoli, żyć bez nich nie mogę i nie sądzę, abym miała się szybko wyleczyć z tego uzależnienia ;) W tych kolczykach znów wykorzystałam rivoli spod znaku Matubo - to tańsza alternatywa dla Swarovskiego, a jakości nie ustępują nic a nic. Równie przyjemnie się z nimi pracuje, a posiadają parę mlecznych odcieni, których u Swarków nie widziałam lub są trudno dostępne. 

matubo, toho, rivoli, miyuki, delica, round, miyuki delica, toho round, koraliki toho, koraliki miyuki, rivoli matubo, kolczyki, earrings, handmade, rękodzieło, toho beads, miyuki beads, matubo tutorial,

Jeśli chodzi o kolorystykę kolczyków, to ograniczały mnie koraliki Nib-Bit, a raczej dość skąpy wybór ich kolorów w polskich sklepach. Padło na ciekawe koraliki w kolorze błękitu, które bardzo subtelnie mienią się na tęczowo w świetle słonecznym - to bardzo delikatny, niemal niezauważalny efekt, bardzo ciekawy i rzadko spotykany. Ponieważ kolczyki robiłam wczesną zimą, do błękitu dodałam biel i stąd wyszła biżuteria idealna dla Królowej Śniegu. Patrząc na dzisiejsze słońce za oknem, teraz powinnam się zabrać za coś dla Pani Wiosny ;) 


matubo, toho, rivoli, miyuki, delica, round, miyuki delica, toho round, koraliki toho, koraliki miyuki, rivoli matubo, kolczyki, earrings, handmade, rękodzieło, toho beads, miyuki beads, matubo tutorial,

Bardzo spodobał mi się efekt "łańcuszkowych dyndadełek" pokazany w tutorialu i postanowiłam tak samo zakończyć swoje kolczyki, wykorzystując do tego kupione wieki temu łańcuszki ze stali chirurgicznej. Pasują idealnie, dodają lekkiego pazura do całości, no i mile... dyndają ;) Kolczyki zostały ze mną (głównie z powodu pewnych niedociągnięć, które moje krytyczne oko dostrzega na zdjęciach...) i wprowadziły niemałe zamieszanie w mojej szafie, bo, jak się okazało... Nie mam absolutnie nic błękitnego. Nawet żadnej ciekawej apaszki w odcieniach błękitu, dosłownie - nic. Czas się wybrać na wiosenne zakupy ;) 

Kolczyki "Eirwen":
- NIB-BIT Luster-Metallic Blue
- Miyuki Delica 11/0 Palladium Plated
- Miyuki Round 11/0 Silver
- TOHO Round 8/0 i 15/0 Opaque-Rainbow White
- Matubo Rivoli 12 mm Light Blue Pearl 

Chyba troszeczkę nieskładnie i bez zwyczajnej łatwości w pisaniu, ale - witam znów! Dwa miesiące to strasznie długa przerwa w blogowaniu, kolejna, która mi się przytrafiła. Czasami po prostu życie daje nam w kość bardziej niż jesteśmy w stanie znieść i tak było w moim przypadku. Poza nagromadzeniem się całego mnóstwa małych problemów, pojawił się jeden duży, który trochę przygniótł mnie do ziemi. Długo zastanawiałam się, czy pisać na blogu, co się stało, ale doszłam do wniosku, że ten mój mały skrawek Internetu to miejsce, gdzie dzielę się nie tylko tymi dobrymi sprawami, ale też tymi smutnymi, szczególnie, że z wieloma z Was się zaprzyjaźniłam, chociaż na oczy się nie widzieliśmy. 
Na przełomie listopada i grudnia nagle i niespodziewanie pożegnałam ukochaną Babcię - nie, nie tę, która uczyła mnie szydełkować, ale tę, która miała piękne perły, klipsy z cyrkoniami i pozwalała mi się nimi bawić, gdy byłam dzieckiem. Właściwie, to była moja babcia cioteczna, która nigdy nie wyszła za mąż, nigdy nie miała dzieci, ale mieszkała całe życie ze mną i moją rodziną. Mój tata był dla niej jak syn, a ja i moje siostry - jak jedyne i ukochane wnuczki. Wszystkich nas pomagała wychowywać najlepiej jak umiała. To jeszcze jest dla mnie kompletnie abstrakcyjne wydarzenie i chyba jeszcze to do mnie nie dotarło, chociaż za nami Święta i Dzień Babci obchodzony już bez Niej. 
Niby wszystko było w porządku, człowiek wstawał z łóżka, jadł śniadanie i szedł na uczelnię, ale przez cały grudzień towarzyszył mi smutek - coś jak tępy ból głowy, którego nie umie pokonać żaden paracetamol. Nie chciało mi się dziergać ani zajmować blogiem, niewiele rzeczy mi się chciało tak naprawdę, chociaż z drugiej strony wszystko wyglądało normalnie, bo przecież życie toczy się dalej, a śmierć, czy tego chcemy czy nie, jest naturalną częścią życia i musimy się z tym pogodzić. 
Po Nowym Roku było już lepiej - to chyba to oczekiwanie na Święta tak człowieka dobijało, bo, wiadomo, po każdej śmierci to ten pierwszy rok jest najgorszy - pierwsze Boże Narodzenie, urodziny, imieniny, Wielkanoc... 
I teraz, trochę herezji, za co pewnie wszystkie ortodoksyjne rękodzielniczki spaliłyby mnie na stosie ;) Nie, od stycznia nie brakowało mi rękodzieła. Nie będę drzeć szat i płakać jak to strasznie źle mi było, bo nie mogłam dziergać, bo nie miałam czasu (bo sesja), bo nie miałam chęci czy pomysłu. Za to przeczytałam parę ciekawych książek (kolejna na tapecie - "Rękopis znaleziony w Saragossie"), pograłam w kilka odprężających gierek (ktoś jeszcze grywa w Wormsy?) i obejrzałam parę filmów (przy "Królu Arturze - legendzie miecza" naprawdę można się nieźle bawić, a muzyka to majstersztyk!). Wbrew plotkom - jest życie bez rękodzieła ;) Co nie znaczy, że zamierzam z niego rezygnować, co to, to nie, po prostu - wszystko w swoim czasie. Na razie wracam do blogowania, bo mam sporo zeszłorocznych prac do pokazania i powolutku, po kawałku będę sobie cośtam na boku dłubać, pamiętając, że to przede wszystkim przyjemność dla mnie, a nie obowiązek, by pokazać coś światu.  

PS 
Blogger szaleje od kiedy wyłączane są opcje Google+. Jeśli znajdziecie jakieś błędy na blogu - dajcie znać! 

instagram