PYRRHA
Znów mnie nie było, dlatego postanowiłam, że wrócę z przytupem i zaprezentuję Wam broszkę, z której jestem szalenie dumna i która wyznacza pewną rękodzielniczą ścieżkę, jaką chcę dalej kroczyć. Połączenie zwykłego haftu i haftu koralikowego chodziło mi po głowie od dłuższego czasu i, jak to zawsze bywa, najlepszą osobą do obdarowania taką nowinką była moja Mama. I tak oto, od Bożego Narodzenia, na jej płaszczu puszy się wcale nie mała ptaszyna!
PYRRHA
Ta ptaszyna to, oczywiście, gil. Wybór zupełnie nieprzypadkowy, bowiem ptaszyna musiała pasować do czerwonego płaszcza, który co roku na zimę przywdziewa moja Mama. Gil (płci męskiej, gdyż tylko samczyki mają takie pięknie czerwone brzuszki) jest również kojarzony dość zimowo, więc idealnie pasował do całości koncepcji, którą tym razem, wyjątkowo, miałam. Jak wiecie, ja jednak wolę robić bez planu ;)
Początkowo planowałam go haftować na tamborku, jednak okazało się, że bez porządnej kanwy to się nie uda. Naciągnięty miękki filc po kilku ruchach igłą zaczął się przedzierać, a sztywny było mi szkoda łamać, więc haftowałam zwyczajnie. Tamborek poczeka, bo te kilka chwil zabawy z nim i miękkim filcem uświadomiło mi, jaka to wygodna zabawa.
Zaczęłam od wyhaftowania muliną ptasiego brzuszka. Haftowałam tym, co miałam w domu (bo cały worek muliny nie może się zmarnować, bądźmy eko!), czyli muliną marki Ariadna, a konkretnie dwoma nitkami ze skręconego z czterech nitek pasma. Przejścia kolorów nie są idealne, ale na pewno nad tym popracuję.
Wyhaftowany muliną jest również dziób, który przy końcowym obszywaniu całości koralikami wymagał pilnej renowacji. Nożyczki poprowadziły mnie trochę za głęboko, filc przeszywany dziesiątki razy nie wytrzymał i dzióbek trochę zaczął się pruć, na szczęście, udało mi się to poprawić bez większych uszczerbków na zdrowiu psychicznym moim i ptaszyska ;)
A, jakby ktoś był ciekawy, korzystałam ze wskazówek umieszczonych na stronie Namaste Embroidery i polecam ją każdemu, kto chciałby poznać tajniki haftu tradycyjnego.
Najważniejsze miało być skrzydło - pełne błysku, pereł i niezliczonej ilości koralików czarnych i szarych, jakie miałam w swojej kolekcji (i, przy okazji, znów się zorientowałam, że szarych koralików to ja mam stanowczo! za mało). Właśnie z powodu braku odpowiednich szarości nie udało mi się osiągnąć tak zadowalającego przejścia kolorów, jaki planowałam, ale i tak nie jest źle. Prawda? ;)
Żeby dodać jeszcze tekstury i faktury (to dla wszystkich, którzy lubią "miziać" biżuterię ;) ) ptasi ogonek i łepetynę wyszyłam ściegiem wstecznym w mniej-więcej prostych liniach, natomiast cała reszta to haft chaotyczny.
Tył mnie... Boli. Nawet nie wiecie, jak bardzo. Zapięcie jest zamontowane idealnie, w czym wielka zasługa tutorialu, napisanego przez nieocenioną Bluefairy, naprawdę to kopalnia wiedzy i sprawia, że już na żadne wcześniej zamontowane przeze mnie zapięcie nie spojrzę takim samym okiem ;) Ale ta nieszczęsna ekoskórka i filc, potraktowany tyle razy igłą, nie chciały ładnie ze sobą współpracować, mimo podklejenia na grubym kartonie. Jest kilka marszczeń i nierówności, których nie dało rady zamaskować i gdyby nie czas, który mnie gonił, pewnie zaczęłabym wszystko od początku.
Już go miałam nie wręczać, bo tych kilka niedoróbek jest mi solą w oku i takiej ptaszyny nigdy bym nikomu nie sprzedała, a co dopiero dała w prezencie. A jednak, ta broszka jest dokładnie tym samym, czym dwadzieścia kilka lat temu były moje niezgrabne laurki i naszyjniki z makaronu. W tym nieco puchatym, czerwonym brzuszku kryje się tyle samo miłości, co w nawleczonych na nitkę makaronach i chociażby dlatego został wręczony. A teraz jest dumnie noszony w klapie płaszcza :)
A na koniec, zdjęcie niemal w środowisku naturalnym, które udało mi się zrobić parę dni temu. Pięknie się prezentuje w świetle dziennym :)
I na koniec garść informacji czysto technicznych - ptaszyna jest dość długa, od łepetyny do końca ogona ma 9 cm, a w najszerszym miejscu 6 cm. Nazwa broszki nawiązuje do łacińskiej nazwy gila (pyrrhula pyrrhula), która pochodzi od greckiego purrhos, czyli "w kolorze ognia", "ognisty". Pyrra to również postać z greckiej mitologii, żona Deukaliona, wraz z którym ocalała z potopu, jaki bogowie zesłali na ludzi. Ich syn, Hellen, dał początek Grekom. Taka drobna ciekawostka na koniec ;)
Broszka "Pyrrha":
- Fire Polish 3mm Jet
- Matsuno hexagan 11/0, 15/0H Opaque Black
- Perły hodowane
- Sieczka onyksu
- CrystaLove™ bicone 3mm czarne i przezroczyste z powłoką AB
- Toho Round 15/0: Opaque-Frosted Jet; Opaaque-Rainbow White; Opaque Jet; Matte-Color Opaque Jet; Opaque Pepper Red
- Toho Round 11/0: Opaque Jet; Ceylon Smoke; Opaque Pastel-Frosted Lt. Grey; Trans-Lustered Black Diamond
Zaskoczyłaś mnie tą pracą, bo akurat tego nie spodziewałam się tutaj zobaczyć :) Świetnie wygląda połączenie haftu tradycyjnego z koralikowym, gil prezentuje się naprawdę dumnie i okazale :) A ewentualnymi niedoróbkami i tyłem zupełnie się nie przejmuj - szczególnie, że tylko Ty je widzisz tak wyraźnie, reszta świata niekoniecznie :)
OdpowiedzUsuńMiło wiedzieć, że jeszcze potrafię zaskoczyć ;) No i muszę się chyba chociaż trochę pozbyć tego mojego upartego perfekcjonizmu :D
UsuńDziękuję za wizytę, Aniu!
Dla mnie CUDO!! i żadnych błędów nie widzę:)
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję :)
UsuńCo tu dużo pisać? Gil jest po prostu prześliczny! Możesz popełniać więcej takiego przytupu :)
OdpowiedzUsuńObiecuję, ze jeszcze nie raz przytupnę ;) Dziękuję!
UsuńEj, ej, gil jest bardziej niż w dechę, połączenia haftu koralikowego z tradycyjnym zazdraszczam, też chciałabym kiedyś zrobić podejście do tego ostatniego.Ze względu na jego urok ogólny, zupełnie nie zwróciłam uwagi na te niby "niedoskonałości":) Ja też jadę na tamborku, o wiele wygodniej się haftuje i używam sztywnego filcu, bo inny się nie nadaje, faktycznie sporo się go marnuje, także ostatnio w tamborek wrzucam skrawek starej firanki a dopiero na nią odpowiednio wycięty filc i jakoś działa. Wprawdzie firanka zostaje z pracą na stałe, ale to w niczym nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńChyba muszę spróbować z podobnym patentem, bowiem Twój jest genialny ;) Dzięki za podpowiedź!
UsuńNie ma za co :)
UsuńMuszę przyznać, że to połączenie dwóch rodzajów haftu jest niezwykle efektowne :) Gil jest cudowny i żadne niedoróbki tego nie zmienią. Najważniejsze, że to prezent od serca :) Bardzo podoba mi się nazwa, brzmi nietypowo ;)
OdpowiedzUsuńNajdłużej, oczywiście prócz samego dziergania, zajęło mi wymyślenie nazwy ;) Dziękuję za wizytę, Mario!
UsuńSuper, uwielbiam takie ptaszkowe broszki, ale sama jeszcze za żadną się nie zabrałam :) Przepięknie Ci wyszła :)
OdpowiedzUsuńW takim razie niecierpliwie czekam na Twoją interpretację! :) Dziękuję za miłe słowa!
UsuńMATKOBOSKO trzeci raz piszę komentarz i mi wiecznie wyskakuje okienko, że nie jestem zalogowana albo inne duperele!
OdpowiedzUsuńNie będę go pisała trzeci raz XD Piękny jest ten gil <3 - to była puenta :D
Złośliwość rzeczy martwych bywa okrutna :D Ale dziękuję za każde miłe słowo i za świetną puentę ;) Ściskam!
UsuńMecze te komentarze w telefonie, ale ten muszę wpisać jakoś bo praca mnie powaliła. Bossski jest.
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie!!
UsuńCzy ja już Ci pisałam, że jesteś wielką artystką? :) ten gil jest wspaniały! I nigdy nie pisz ,że cos Ci tam nie pasuje! NIKT TEGO NIE WIDZI a jeśli tak, to znaczy, że tego nie ma, jest doskonały, przepiękny!
OdpowiedzUsuńOj tam, co ze mnie za artystka ;) Niemniej, dziękuję przeogromnie!
Usuń